Jarmark otworzyła Ewa Kowalik, zastępca burmistrza, która przywitała polkowiczan i gości, życząc wszystkim udanej zabawy. Hasłem do rozpoczęcia jarmarku były wystrzały ze średniowiecznej broni palnej – piszczeli i hakownic. I właśnie z takiej broni strzeliła pani burmistrz, wzbudzając powszechny aplauz.

– To bardzo dobra tradycja – mówi Ewa Kowalik, zastępca burmistrza Polkowic. – Myślę, że powiązanie historii z teraźniejszością jest bardzo ważne. Tak dla młodych, jak i dla starszych. Ten sposób przedstawienia historii jest bardziej przyjazny. Dlatego uważam, że jest to super impreza – powiązanie alchemii, rycerzy, czyli to, co lubią dzieci i co lubią praktycznie wszyscy. Najlepszym dowodem jest to, że każdy może coś znaleźć dla siebie.

– Co roku przygotowujemy różne atrakcje na Jarmark św. Sebastiana – mówi Mirosław Markowski z Bytomskiego Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej Leo Corde. – W tegorocznym, czwartym już jarmarku także ich nie zabraknie. Zaczęliśmy od wielkiego huku, a więc strzałów z broni czarno prochowej: hakownic i piszczeli. Ten głośny początek zapowiada co niemiara atrakcji i dobrą zabawę dla wszystkich uczestników.

Najmłodszych mieszkańców rozbawiał błazen Pieronek. Swoją sztukę i umiejętności zaprezentował także alchemik, który usiłował uzyskać złoto.

Przeprowadzono turniej rycerski, który był trudnym sprawdzianem dla biorących w nim udział zawodników ze względu na skwar lejący się z nieba. Rycerze musieli zmagać się nie tylko z przeciwnikami, ale także z obezwładniającym upałem. Nie przeszkodziło to im jednak w zażartych pojedynkach.

– Przyjechałem tutaj właśnie na turniej rycerski – mówi rycerz Lubomir ze Skwierzyny. – Jest to już mój dwunasty rok w rekonstrukcji kultury materialnej z bitwy grunwaldzkiej. Mam zamiar zająć w tutejszym turnieju miejsce na podium.

Polkowiczanie mogli zobaczyć także pokaz mody średniowiecznej i obejrzeć popisy samurajów – japońskich wojowników z okresu średniowiecza. To była bardzo ciekawa lekcja ukazująca różnice i podobieństwa między rycerstwem europejskim a tym z Dalekiego Wschodu.

Stoisk i straganów było bardzo dużo. Oprócz tych typowo handlowych, można było zdobyć nowe umiejętności. Lepiono i toczono na kole garncarskim różne naczynia. Budowano figurki z drewna, a nawet wybijano pamiątkowe monety.

Nawet upał nie odstraszył polkowiczan we wzięciu udziału w tej sympatycznej imprezie.

– Bardzo mi się podoba tu stoisko ludowe – mówi pani Urszula z Polkowic. – Bardzo lubię takie klimaty. Już kupiłam korale i kapcie. Takie jarmarki są potrzebne – nie mamy takich atrakcji za dużo, a tak jest zawsze coś fajnego. Można wyjść z domu i jest fajnie.

– Na razie obchodzimy wszystkie stragany – mówi pani Katarzyna. – Bardzo nas zaciekawił napój kom bucha. Zobaczymy, co jeszcze jest ciekawego. Bardzo nam się jarmark podoba. To jest coś innego. Tu jest wiele straganów i atrakcji – można lepić garnki z gliny. To duża atrakcja dla Polkowic.

Na zakończenie całej imprezy polkowiczanie mogli obejrzeć bitwę magów w spektaklu światła i ognia.

MATERIAŁ SPONSOROWANY